SIERGIEJ JASTRZEMBSKI DLA DZIENNIKA

2007-05-18

"Rosja nie będzie nikomu niczego ułatwiać"

Nie chcemy konfrontacji z nikim ani w Europie. Zmęczyliśmy się nią w czasach sowieckich. Pragniemy normalnie i spokojnie żyć. Ale to nie jest możliwe, bo niektóre rządy chcą za wszelką cenę dokonać rozliczeń z historią - mówi DZIENNIKOWI Siergiej Jastrzembski, przedstawiciel prezydenta Rosji ds. stosunków z UE.

Justyna Prus: Dzisiaj zaczyna się szczyt Unia - Rosja. Ale cieniem na nim kładą się nierozwiązane problemy, jakich nagromadziło się ostatnio wyjątkowo dużo.
Siergiej Jastrzembski: To prawda. Proszę jednak zwrócić uwagę, że główne problemy, o których się dzisiaj mówi, nie wynikają bezpośrednio z relacji między Rosją a Unią jako całością. Chodzi mi o polskie mięso, Estonię, tarczę rakietową czy układ o siłach konwencjonalnych w Europie. Te sprawy zostały z różnych przyczyn wciągnięte do stosunków Rosja - Unia i musimy o nich mówić na tym forum. Właśnie dlatego teraz szczyt jest bardzo potrzebny. Musimy o tym koniecznie otwarcie rozmawiać. Tu nie ma demagogii, to tylko czysty polityczny realizm.

A czy przypadkiem utrudnienia w relacjach Rosji z Unią nie wynikają z utraty ważnych sojuszników? Odejście z polityki Gerharda Schrödera i Jacques'a Chiraca zakończyło przecież epokę zażyłości w stosunkach UE z Rosją.
W Unii nie mamy sojuszników, ale partnerów.

Ale partnerzy bywają różni. Dzięki tym politykom załatwienie wielu spraw było dla Moskwy łatwiejsze.
Oczywiście, w Unii mamy partnerów i... partnerów problematycznych. Ale odejście Schrödera i Chiraca nie jest dla nas żadną tragedią. W obecnej chwili trudno przewidzieć, jaką politykę będzie prowadzić Nicolas Sarkozy, bo to jego pierwsze dni na stanowisku prezydenta. Jeśli zaś chodzi o kanclerz Merkel i jej rząd, jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani przebiegiem dotychczasowej współpracy.

I wcale nie oczekiwaliśmy, że będzie inaczej. Pani kanclerz doskonale się dogaduje z prezydentem Putinem, często się spotykają. Zajęcie stanowiska kanclerza przez Angelę Merkel nie było dla nas żadną stratą ani pogorszeniem w stosunkach z Niemcami. Powiem więcej: gdyby nie działanie niektórych państw Unii, byłoby to jedno z najlepszych przewodnictw w historii UE.

Takie państwa jak Polska i Estonia - czy Rosja tego chce, czy nie - będą wpływać na politykę całej Unii.
Takie sytuacje mają miejsce wówczas, gdy narodowym dyplomacjom nie starcza cierpliwości, a rządzącym brakuje pewnej kultury politycznej. Najlepszym potwierdzeniem moich słów jest to, że udaje nam się rozwiązywać dwustronne problemy, które od czasu do czasu pojawiają się w relacjach z różnymi państwami bez pomocy Brukseli.

Gdy np. Hiszpania, Portugalia i Francja miały zastrzeżenia do unijnego stanowiska w sprawie umowy o readmisji, zamiast rozpętywać skandal na łamach prasy, wzmożono wysiłki dyplomatyczne. Nikt nie krzyczał, że z Rosją nie można się dogadać i powinna się tym zająć Bruksela. Odbyły się dodatkowe rozmowy dyplomatyczne i problemy rozwiązano. Podobnie mogło być z polskim mięsem.

Dlaczego Rosja upiera się przy embargu?
Mówiąc brutalnie, dlatego, że nie chcemy jeść zgnilizny. W kwietniu Europejskie Stowarzyszenie Logistyczne przeprowadziło w polskich portach i magazynach niezależne śledztwo. Wynika z niego, że pod koniec ubiegłego miesiąca 20 proc. produkcji, która miała być przeznaczona na rosyjski rynek, nie pochodziło z Polski.

W pierwszym kwartale tego roku do polskich portów z Ameryki Południowej trafiło mięso bawole bardzo niskiej jakości. W Polsce przerabiano nielegalnie certyfikaty na europejskie. Chcemy mieć pewność, że taki towar nie trafi na nasze rynki. Nasze informacje s potwierdzone i już przekazaliśmy wszystkie te dane Komisji Europejskiej.

Ale przecież z ekspertyz unijnych i rosyjskich wynikało, że weto można znieść.
Nasi inspektorzy stwierdzili tylko, że w niektórych przypadkach sytuacja się poprawiła. Polska nie kontroluje tego, co dzieje się na jej rynku mięsa, i nie chce tego robić. Wolałaby przerzucić tę odpowiedzialność na Brukselę, by to ona doprowadziła do zniesienia weta. My ze swojej strony częściowo znieśliśmy ograniczenia i od 1 maja zezwoliliśmy na wwóz rasowego bydła i drobiu.

Ponadto na początku miesiąca zaproponowaliśmy, by nasi inspektorzy pojechali do polskich firm, które chcą dostarczać do Rosji bydło na ubój. Jak dotąd nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi od polskiej strony. Tak się nie robi. Jeśli do kogoś dzwonisz, oczekujesz, że ci odpowie. Jestem pewien, że taka wizyta byłaby ważnym krokiem.

Potem zostałaby tylko kwestia nielegalnego mięsa spoza Polski. Brak reakcji polskich władz potwierdza tylko, że problem polskiego mięsa ma czysto demagogiczny i polityczny charakter i jest wykorzystywany przez polski rząd w jego wewnętrznej polityce. Dlatego wszystkie nasze propozycje są uparcie ignorowane przez Warszawę. I na dodatek jeszcze prasa przedstawia Rosję w czarnych barwach.

Prasa pisze o tym, co widać. A widać, że Rosja postawiła na konfrontację. Poza tym próbuje przekonać wszystkich, przede wszystkim inne państwa Unii, że przyczyną wszystkich problemów jest polska rusofobia i to, że Estonia chce pisać historię od nowa. Ale to wam się nie udało.
Dlaczego nie? Bardzo wielu ludzi w Unii nam uwierzyło i zgadza się z nami. Inna rzecz, że ze względu na unijną solidarność nie mówią o tym publicznie. Zapewniam, że w kuluarach europejscy dyplomaci mówią o Polsce zupełnie co innego niż w oficjalnych wypowiedziach.

Sam pan powiedział: "Ze względu na europejską solidarność". Niezależnie od tego, co myślą prywatnie, publicznie muszą liczyć się ze zdaniem takich państw jak Polska. I zademonstrować solidarność, poprzeć je. Po co więc Moskwie taka polityka?
Przede wszystkim nie chcemy konfrontacji z nikim ani w Europie, ani w ogóle. Zmęczyliśmy się nią w czasach sowieckich. Pragniemy normalnie i spokojnie żyć. Ale to nie jest możliwe, bo niektóre rządy chcą za wszelką cenę dokonać rozliczeń z historią i przenoszą swoje historyczne kompleksy i fobie na płaszczyznę relacji między Rosją i Unią.  

Nie uważa pan, że np. Estonia ma prawo do tego, by mówić otwarcie, że sowiecka władza na jej terenie była okupacją?
Oczywiście, że każdy ma do tego prawo. Ale historia nie może przeszkadzać dzisiejszym stosunkom Rosji i Estonii czy Rosji i Unii. Nie możemy uczynić dzisiejszych relacji zakładnikiem minionych problemów. Nie warto ciągle wpatrywać się w przeszłość, bo nie będzie przyszłości. Jeśli kierowca cały czas patrzy we wsteczne lusterko, to wcześniej czy później spowoduje wypadek.

Trzeba patrzeć do przodu i czasem tylko oglądać się za siebie. Ale jeśli ktoś nie zamierza utrzymywać stosunków z Rosją, to niech to po prostu uczciwie powie wprost, bez tych wszystkich zabiegów. Spokojnie przeżyjemy bez siebie nawzajem. 

Bez Estonii i Polski?
Bez państw, które ciągle torpedują nasze kontakty z Unią Europejską. Rosja ich nie potrzebuje, bo jest samowystarczalna. I jeśli ktoś nie chce z nami współpracować, to nie musi.

Ale przecież sam pan regularnie powtarza, że Rosja i Unia są na siebie skazane. Zresztą przemawiają za tym wskaźniki gospodarcze. Rosja potrzebuje Unii.

Jest bardzo wiele państw, także w Unii, które ciągle sygnalizują, że chcą rozwijać relacje z Rosją. I my robimy to z przyjemnością.

Jak zamierzacie rozwijać współpracę z Unią, jeśli jej pojedynczy członkowie będą się temu sprzeciwiać i wetować? W ten sposób nie dogadacie się w żadnej sprawie.
Dlaczego nie? W czasie działania polskiego weta rozwiązaliśmy bardzo dużo problemów. Weto przeszkadza tylko w rozpoczęciu rozmów nad nowym porozumieniem, ale życie toczy się dalej i współpraca się rozwija. Dla nas to żaden dramat, poczekamy. Może w tym czasie ktoś zmądrzeje. Może ktoś w Warszawie zajmie się rozwiązaniem problemu. Unia Europejska tego za was nie zrobi. To może zrobić tylko Polska.

Oprócz polskiego weta są jeszcze inne problemy. Na przykład energetyka. Parę dni temu Rosja ostatecznie odmówiła podpisania Karty Energetycznej. Co więcej, usiłujecie przekonać Unię Europejską, że koncentracja w rękach Moskwy kolejnych szlaków przesyłowych jest dla nas korzystna. Tymczasem w Europie rosnący monopol Rosji budzi obawy. Po szczycie energetycznym w Azji Środkowej komentowano, że "Rosja położyła rękę na kolejnym rurociągu i to zagraża Unii".

My uważamy, że jest dokładnie na odwrót i to bardzo dobra wiadomość dla Brukseli. Budowa rurociągu Burgas - Aleksandrupolis i nowe projekty transportu surowców z Azji Środkowej zwiększą ich podaż dla Europy. Czy macie je czym zastąpić? Nie. Uprawiając gry słowne na łamach prasy, nie ogrzejecie swoich mieszkań. Jeśli nie macie alternatywy, po co odrąbujecie gałąź, na której siedzicie? Zbudujcie coś sami. Uruchomcie rurociąg Odessa - Brody - Gdańsk będzie nas tylko cieszyć. Ale tego rurociągu nie ma, a jego powstanie to jeden wielki znak zapytania. Trzeba myśleć pragmatycznie, a nie straszyć swoich obywateli.

Obawy związane ze zbytnią zależnością od jednego dostawcy to chyba przejaw pragmatyzmu? Europa, myśląc o dywersyfikacji, chce zbudować gazociąg z Azji Środkowej po dnie Morza Kaspijskiego. W tym czasie Władimir Putin jedzie do Turkmenbaszy i zostaje podjęta decyzja o budowie alternatywnej rury kontrolowanej przez Rosję.

Czy my wam bronimy dywersyfikować import surowców? Nawet przez myśl nam to nie przeszło. Ale partnerstwo nie wyklucza konkurencji. Wręcz przeciwnie, ona jest jednym z jego głównych założeń. Właśnie dlatego chcemy jak najszybciej wstąpić do WTO, żeby stać się pełnoprawnym graczem. Konkurencja przecież nadal obowiązuje.

Tym razem to my byliśmy szybsi. Kiedy Zachód postanowił zbudować rurociąg Baku - Tbilisi - Ceyhan przez Turcję, zrobił to i dzisiaj płynie tamtędy kaspijska ropa. My wam nie chcemy i nie możemy niczego zabronić. Proszę bardzo, pracujcie, przekonujcie, twórzcie projekty. Chyba nie oczekujecie, że zrobimy to za was? Jesteście przecież samodzielni, duzi i mądrzy. Jeśli się wam uda, powiemy: mołodcy!

A co myśli Moskwa o ostatnim żądaniu Polski dotyczącym unijnej deklaracji o bezpieczeństwie energetycznym?
Moskwa nic o niej nie myśli, bo jest adresowana nie do nas. Z tego, co słyszeliśmy, wewnątrz Unii Europejskiej na to żądanie reagują dość sceptycznie. Poza tym, jeśli ktoś czegoś żąda, to jeszcze nie znaczy, że to dostanie. W ogóle narodowy egoizm nie jest chyba zbyt dobrze widziany w Unii, dlatego nie myślę, by Wspólnota będzie się chciała podporządkowywać każdej takiej prośbie. Ale to nie jest nasza sprawa, to europejska kuchnia. Niech więc Unia sama rozwiązuje te problemy.

Dzisiejszy szczyt będzie chyba najcięższym z dotychczasowych spotkań UE - Rosja. Czy to już kryzys we wzajemnych relacjach?
Jeśli chodzi o nasze relacje z Unią jako całością, nie ma podstaw do tego, by mówić o kryzysie. Kryzys występuje w relacjach z niektórymi jej państwami, na przykład z Polską. Wynika on przede wszystkim z braku zaufania. Z Unią Europejską mamy problemy, ale to nic nowego. Między takimi globalnymi partnerami jak Rosja i UE są rzeczą zupełnie naturalną: zawsze były, są i będą, i nie trzeba z tego powodu podnosić larum.

Obecny szczyt jest siódmym, który przygotowuję, i szczerze mówiąc nie było dotychczas ani jednego, który nie minąłby pod znakiem jakiegoś problemu czy różnicy zdań. Trudne tematy podejmowaliśmy na wielu szczytach. Była Czeczenia, sprawa Michaiła Chodorkowskiego, nasze wątpliwości związane z rozszerzeniem Unii o dziesięciu nowych członków, zabójstwo Anny Politkowskiej. Ktoś mógłby każdy z tych przypadków nazwać kryzysem, ale to, że istnieją ostre kwestie sporne, nie oznacza jeszcze, że nasze relacje są sparaliżowane.

Unijny komisarz ds. handlu Peter Mandelson stwierdził, że wzajemna nieufność między Unią i Rosją jest obecnie największa od czasów zimnej wojny. Pan się z tym nie zgadza?
Jestem z natury umiarkowanym optymistą. Powtarzam, nie ma powodów, by mówić o kryzysie. Wszystkie długoterminowe kontrakty działają, nasza współpraca energetyczna się rozwija, pojawiają się nowe projekty.

Stopniowo rozwiązaliśmy poważne problemy, np. o przelotach transsyberyjskich, umowy o readmisji i wizach. Powodów do optymizmu naprawdę nie brakuje. Przemawia za nim przede wszystkim obustronna chęć współpracy. Po drugie ogromny potencjał dotychczasowych relacji, który pomaga w rozwiązywaniu dzisiejszych problemów.

Po trzecie zaś - nie zapominajmy o tym - jesteśmy na siebie skazani. Potrzebujemy się nawzajem i nie mamy innego wyjścia, jak tylko szukać kompromisu.


Siergiej Jastrzembski - specjalny przedstawiciel prezydenta Rosji ds. stosunków z UE