ŚWIATU POTRZEBNA JEST SILNA ROSJA
My po upadku ZSRR wyrzekliśmy się ideologii, a nasi partnerzy zachodni tego nie zrobili. Wciąż uważają, że ich ideologia jest „słuszna", bo jakoby zwycięsko przeszła próbę czasu. To błędne podejście - mówi
Siergiej Ławrow MINISTER SPRAW ZAGRANICZNYCH FEDERACJI ROSYJSKIEJ
Wacław Radziwinowicz: Polityka Rosji wobec Zachodu bardzo się zmieliła - od spontanicznego poparcia JSA11 września 2001 r. do wystąpienia Władimira Putina w Monachium wlutym zeszłego roku, które odebrano jako grożenie nowym
wyścigiem zbrojeń. Co spowodowało tę zmianę?
Siergiej Ławrow: Przede wszystkim - my nie będziemy uczestniczyć w żadnym wyścigu zbrojeń. Rosja nie pozwoli się wciągnąć w nową konfrontację. Wszystko, co robiliśmy i robimy na arenie międzynarodowej, ma na celu konsekwentną obronę
naszych interesów narodowych, bez ześlizgiwania się w konfrontację. Jeśli jednak będziemy prowokowani - poprzez podważanie stabilności strategicznej i fundamentów prawnych istniejącego lądu międzynarodowego - oczywiście będziemy zmuszeni
reagować. Postępować jednak będziemy spokojnie, podejmując kroki adekwatne i kierując się zasadą rozsądnego umiarkowania.
Rzeczywiście, we wrześniu 2001 r. pojawiła się nadzieja na to, że cały świat zjednoczy się w obliczu śmiertelnego zagrożenia terroryzmem międzynarodowym. Zaczęła się formować globalna koalicja antyterrorystyczna, która mogła się stać
ucieleśnieniem jedności całej społeczności światowej. Zwyciężył jednak inny scenariusz. USA i ich najbliżsi sojusznicy wybrali drogę jednostronnego, siłowego reagowania, ignorując przy tym zasady prawa. Prawdziwym celem operacji wojskowej w
Iraku - co przyznała Madeleine Albright w swej ostatniej książce - było nie tyle przeciwstawienie się terroryzmowi, ile zademonstrowanie całemu światu niezrównanej potęgi militarnej Ameryki. W rzeczywistości Irak pokazał, jakie są granice tego,
co można osiągnąć przy użyciu siły. Bo dziś żadnego z problemów międzynarodowych siłą rozwiązać się nie da.
Forsowanie własnych celów pod hasłem walki z powszechnymi zagrożeniami nie mogło nie wpłynąć negatywnie na sprawy międzynarodowe. Dlatego też w Monachium prezydent Władimir Putin otwarcie, bez jakichkolwiek podtekstów, zaproponował wspólne
określenie w otwartej debacie celów i zasad współpracy międzynarodowej. Wydaje się, że nasze wezwanie do takiej debaty zostało usłyszane. Musi jednak minąć jakiś czas, zanim uda się przezwyciężyć inercję polityczno-psychologiczną i przełamać stare
stereotypy. A przecież nie trzeba tak wiele - wystarczy stanąć na gruncie zdrowego rozsądku, wyciągnąć wnioski z doświadczeń ostatnich lat i uprawiać realistyczną, przemyślaną politykę, którą da się obronić w otwartych dyskusjach.
Jesteśmy do tego gotowi. Jestem przekonany, że światu potrzebna jest silna Rosja, która byłaby źródłem stabilności i bezpieczeństwa, pomagałaby utrzymać równowagę w polityce europejskiej i globalnej, wnosiłaby intelektualny i praktyczny wkład
w rozwiązywanie problemów stojących przed ludzkością. I taka właśnie staje się Rosja obecnie.
Nie wydaje się panu, że Rosja i Zachód straciły szansę na to, by zbudować przestrzeń wzajemnego zaufania, może nawet wspólnego bezpieczeństwa?
- Wszyscy zmarnowaliśmy sporo czasu. Choć nie do końca, bo każde doświadczenie, także negatywne, jest przydatne, gdyż czegoś nas uczy.
Jeśli odrzucimy ideologiczne klapki na oczy, okaże się, że dziś właśnie, być może po raz pierwszy w historii, powstały warunki sprzyjające wielostronnej współpracy przy rozwiązywaniu problemów ludzkości. Globalny charakter nowych zagrożeń i
wyzwań sprawia, że musi na nie odpowiedzieć cala społeczność międzynarodowa, solidarnym wysiłkiem wszystkich bez wyjątku państw. I właśnie to pozwala twierdzić, że jedność wspólnoty międzynarodowej to nie marzenie. Ona jest możliwa.
Dziś, kiedy zrezygnowaliśmy z ideologii na rzecz pragmatyzmu i elementarnego zdrowego rozsądku, między Rosją a Zachodem nie ma żadnej systemowej niezgodności. Niezbędne jest jednak trzeźwe spojrzenie ze strony naszych partnerów. Niektórzy
sądzili, że Rosja automatycznie wejdzie do społeczności zachodniej, choć przecież z góry było wiadomo, że to rachuba nierealistyczna.
W nowych warunkach, kiedy Zachód utracił kontrolę nad procesami globalizacji, konieczna jest jedność całej cywilizacji europejskiej, Rosji, Unii Europejskiej i USA. Rosja bowiem zawsze była częścią cywilizacji europejskiej. Rosja nie tylko
otrzymywała, ale też dawała - choćby to, że dwukrotnie zapobiegła próbom siłowego zjednoczenia Europy, bez czego nie mógłby być zrealizowany dzisiejszy projekt europejski. Dziś też moglibyśmy pomóc Europie Zachodniej w wypracowaniu nawyków
cywilizowanej tolerancji, gdyż społeczność europejska staje się bardziej różnorodna kulturowo i religijnie.
Na poziomie politycznym jedność całego regiony euroatlantyckiego - od Vancouver po Władywostok - mogłaby opierać się na współdziałaniu w trójkącie Unia - Rosja - USA. Spojrzenie Europy na niektóre zagadnienia jest bliższe USA. Ale w wielu
innych kwestiach bliżej jej do Rosji - takich choćby jak kara śmierci, użycie siły i innych form przemocy, stosunek do prawa międzynarodowego. Mimo dzielących nas różnic powinniśmy znaleźć możliwie największy wspólny mianownik. Taki trójstronny
format jest najlepszą, a co najważniejsze - niekonfrontacyjną i najmniej kosztowną formą unikania wzajemnych podejrzeń.
Przyczyną konfliktu ZSRR z Zachodem były różnice ideologiczne. Dziś one znikły - wszyscy przynajmniej deklarujemy, że jesteśmy za demokracją i wolnym rynkiem. A może jednak różnice ideologiczne dalej odgrywają ważną rolę?
- Jestem przekonany, że punktem odniesienia dla całego procesu międzynarodowego stają się dziś interesy narodowe „oczyszczone" z nalotu ideologicznego. I wcale nie chodzi o to, by osłonić się „tarczą suwerenności" od problematyki praw
człowieka, lecz o to, by każde państwo wróciło na mocny fundament swoich podstawowych, pragmatycznych interesów narodowych przy jednoczesnym szacunku dla interesów innych państw oraz zasad prawa międzynarodowego.
Problem w tym, że my wyrzekliśmy się ideologii, a nasi partnerzy zachodni tego nie zrobili. Wciąż uważają, iż ich ideologia jest „słuszna", gdyż jakoby zwycięsko przeszła próbę czasu. Jestem przekonany, że to błędne podejście.
Ławrow: Niebezpieczna jest tendencja przybliżania amerykańskiej infrastruktury do granic Rosji. Pewnie wkrótce usłyszymy o tysiącach przeciwrakiet w najróżniejszych regionach planety. Polska to tylko balon próbny
Rozbrojenie ideologiczne w stosunkach międzynarodowych powinno być obustronne. Czyżbyśmy mieli dziś mniej rozsądku od tych, którzy zawierali pokój westfalski (kończący wojnę trzydziestoletnią w 1648 r.)?
Niepokoją nas próby szukania odpowiedzi na wyzwania nowej sytuacji globalnej w stary ideologiczny sposób - poprzez dzielenie świata na „swoich i obcych", sztuczne konstrukcje e konfrontacyjne w stylu „demokracja liberalna przeciw
autorytarnemu kapitalizmowi". Te hasła to wyraz pretensji do wyłączności i uniwersalności wartości zachodnich, swoistego kompleksu wyższości, który z góry odrzuca kompromisy i pragmatyzm. Nie chciałbym dopuścić myśli, że ktoś upatruje
rozwiązania swoich problemów w zrujnowaniu istniejącego ładu międzynarodowego i podtrzymywaniu atmosfery konfrontacji, w podziale świata według kryteriów ideologicznych i cywilizacyjnych.
W ostatnich dwóch latach stosunki polsko-rosyjskie „zamarzły". Dlaczego?
- Opinia, że nasze stosunki „zamarzły", nie jest sprawiedliwa pomimo pewnej pauzy w sferze politycznej. Spójrzmy choćby na wymianę handlową. Zakończyliśmy rok 2007 rekordowo wysokim obrotem towarowym 17 mld dol. Wciąż rozwijają się
związki Polski z różnymi regionami Rosji, zwłaszcza z obwodami kaliningradzkim i moskiewskim, a także z Moskwą i Sankt Petersburgiem. Dobrze rozwija się wymiana kulturalna oparta na mocnych tradycjach i obustronnym zainteresowaniu. Nie przerwały
się także osobiste kontakty między ludźmi.
Tak więc „ochłodzenie" stosunków polsko-rosyjskich nie było całkowite, choć ich klimat był daleki od normalnego. Niestety, nasze próby naprawienia tej sytuacji nie wywoływały adekwatnej reakcji. Być może partnerzy w Warszawie uważali, że
na kierunku rosyjskim najlepsze jest twarde podejście, choć doświadczenie historyczne dowodzi, że to duży błąd.
My w każdym razie nie stawialiśmy sobie za cel „zamrożenia" relacji z Polską, którą uważamy nie tylko za perspektywicznego partnera w stosunkach bilateralnych, lecz również ważnego członka Unii Europejskiej i NATO. Gdy tylko znad
brzegów Wisły powiało ciepłem, od razu przystąpiliśmy do wspólnego roztapiania „lodu nieufności". To właśnie jest dowód naszego pragmatyzmu i zdrowego rozsądku.
Czyżby? Gdy w Polsce wybory wygrał PiS, nasze mięso od razu okazało się niedobre dla konsumenta rosyjskiego. Konflikt polityczny z Gruzją zmienił sławną wodę mineralną Borżomi z leczniczej w szkodliwą. Ambasador Rosji w Kijowie otwarcie
mówi, że cena rosyjskiego gazu dla Ukrainy zależy od tego, kto nad Dnieprem wygra wybory parlamentarne. Czyż to nie są przejawy swoistego imperializmu wobec sąsiadów?
-Jeśli można znaleźć wspólny mianownik dla wspomnianych faktów, to tylko ten, że dostarczane nam przez Polskę mięso (niekoniecznie polskiego pochodzenia) i przywożona do nas jako „borżomska" woda mineralna rzeczywiście okazały się
nieprzydatne do spożycia. Listę takich produktów i krajów je dostarczających można by zresztą wydłużyć. Dlatego wprowadzono zakaz ich wwozu do Rosji. W przypadku mięsa polskiego został on zniesiony, gdy tylko specjaliści z naszych krajów ustalili
schemat dostaw gwarantujący konsumentom bezpieczeństwo. Okazało się, że ten problem da się rozwiązać w prosty sposób, jeśli się go tylko nie upolitycznia, nie zapewnia się, że to „sprawa Brukseli", lecz podchodzi się do niego w sposób
profesjonalny.
Ceny gazu nie określa „podejście neoimperialne", którym Rosja nigdy się nie kierowała, lecz realne warunki rynkowe. Z góry uczciwie uprzedziliśmy naszych partnerów, że w handlu surowcami energetycznymi przechodzimy na ceny rynkowe.
Czynimy to stopniowo, by nie przysporzyć konsumentom niepotrzebnych kłopotów. Nie uważam, by Polska, która za gaz płaci cenę rynkową, mogła mieć zastrzeżenia do takiego podejścia. Przypomnę, że także wewnątrz Rosji przyjęliśmy harmonogram
wprowadzenia rynkowych cen gazu. Do takiego kroku - przypomnę - stale wzywała nas Unia Europejska.
Czemu Rosja tak obawia się instalacji elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach? Boi się tych dziesięciu przeciwrakiet, dla których rosyjskie „buławy" czy „topole" są ponoć nieuchwytne, czy też tego, że
radary będą obserwować to, co się dzieje na terytorium Rosji?
- Po pierwsze, dziękuj ę za ciekawe pytanie, dostrzegam, że rozumie pan, iż amerykański system obrony przeciwrakietowej nie jest związany z rakietowym, a tym bardziej jądrowym zagrożeniem ze strony Iranu. Takie zagrożenie bowiem nie
istnieje.
Rosjanie obawia się dziesięciu przeciwrakiet. Dużo bardziej niebezpieczna jest dla nas tendencja przybliżania amerykańskiej infrastruktury do naszych granic. Nie widzimy żadnego uzasadnienia dla tego kroku. Dziś elementy strategicznej obrony
przeciwrakietowej USA istnieją lub powstają na Alasce, w Kalifornii, pólnocno-wschodniej Azji. Jeśli spojrzymy na mapę, stanie się jasne, że wszystko to koncentruje się wokół naszych granic. Prawdopodobnie w najbliższej przyszłości usłyszymy o
setkach, może nawet tysiącach przeciwrakiet w najróżniejszych regionach planety, w rym także w Europie. Polska to tylko balon próbny.
Zwracam panu uwagę, że stacja radiolokacyjna systemu obrony przeciwrakietowej w Czechach to nie jest radar, który po prostu „obserwuje". To radar służący naprowadzaniu
przeciwrakiet na ich cele. Liczba takich stacji radiolokacyjnych w pobliżu naszych granic nieprzerwanie rośnie. Administracja USA nie chce dać żadnych gwarancji, że skala rozbudowy globalnej obrony przeciwrakietowej będzie w jakikolwiek sposób
ograniczona.
Strategiczne rakiety balistyczne ma tylko kilka państw świata. Na wschodzie Europy -jedynie Rosja. Dlatego trzeba być wielce naiwnym, by zakładać, że amerykańska baza przeciwrakietowa w Europie jest wycelowana gdzieś poza terytorium Rosji.
Trudno to, niestety, tłumaczyć inaczej niż tylko jako przejaw myślenia imperialistycznego. Cierpią na tym oczywiście i nasze stosunki z Europą, która zmienia się w strategiczne terytorium USA. Bardzo nie chcielibyśmy, by nasze relacje z krajami
europejskimi były pochodną naszych stosunków z USA, jak to się działo w czasie zimnej wojny.
Otwarcie rozmawiamy z amerykańskimi partnerami o swoich obawach. W wypadku realizacji ich planów będziemy zmuszeni adekwatnie odpowiedzieć, rozwijając siły strategiczne w pobliżu naszych granic.
Powtórzę: problem nie tkwi w dziesięciu przeciwrakietach. On jest znacznie poważniejszy i głębszy. Czyżby ktokolwiek myślał, że Rosja będzie spokojnie przyglądać się temu, jak rośnie strategiczny potencjał USA u jej granic, i czekać, aż
powstanie system przeciwrakietowy, który zagrozi naszemu bezpieczeństwu narodowemu?
Stany Zjednoczone wycofały się z układu o obronie przeciwrakietowej. Wielu ludzi rozumie, jak bardzo ten krok destabilizuje sytuację na świecie. Jeżeli dojdzie do niczym nieograniczonego rozwoju globalnego systemu amerykańskiej obrony
przeciwrakietowej, będziemy po prostu zmuszeni zrewidować swoje podejście strategiczne i szukać adekwatnych metod reagowania.
Moskwa stara się dogadywać z „dorosłymi", czyli dawnymi i silnymi członkami Unii Europejskiej, a ignoruje „nowicjuszy", w tym Polskę.
- Kategorycznie się z tym nie zgadzam. Jakiekolwiek dzielenie krajów UE na „dorosłych" i „nowicjuszy" byłoby niepraktyczne i niezgodne z międzynarodową polityką Rosji. Prowadzimy dwustronny dialog z każdym z kraj ów UE. Ale parametry
tego dialogu nie mogą nie różnić się w przypadku poszczególnych członków Unii. Jednakże, jak wszyscy partnerzy Unii Europejskiej, w tym też USA, jesteśmy zainteresowani jej jednością, bo dzięki temu łatwiej załatwiać sprawy z UE.
W stosunkach Rosja - UE stanowisko niektórych krajów Unii jest bardziej konstruktywne, inne natomiast starają się przenosić sprawy dotyczące wyłącznie stosunków dwustronnych z Rosją na poziom dialogu rosyjsko-unijnego, co czasem utrudnia
współdziałanie Moskwy i Brukseli, realizację wspólnych projektów o znaczeniu europejskim.
Jak Moskwa przyjęła zmianę rządu w Polsce? Czego możemy oczekiwać po wizycie premiera Donalda Tuska w Moskwie? Czy będziecie się starać o poparcie Warszawy dla gazociągu bałtyckiego?
- Zmianę rządu przyjęliśmy przede wszystkim jako rezultat suwerennego wyboru narodu polskiego. Gotowi jesteśmy konstruktywnie i pragmatycznie współpracować z każdym rządem, który też jest do tego gotowy bez stawiania warunków wstępnych. A
kontakty między sąsiadami to rzecz absolutnie naturalna.
Jeśli chodzi o wizytę premiera Tuska, jesteśmy nastawieni na uczciwe, otwarte rozpatrzenie wszelkich problemów - i tych, które interesują nas, i tych, które niepokoją naszych polskich partnerów. Jeżeli w efekcie uda nam się uzgodnić czy choć
nakreślić sposoby rozwiązania tych problemów, lepiej nawzajem zrozumieć swoje stanowisko i motywy postępowania, będziemy uważać wizytę za udaną. Po niedawnych rozmowach w Moskwie, a wcześniej w Brukseli z moim polskim kolegą Radosławem Sikorskim,
oceniam tę perspektywę raczej z optymizmem.
Projekt Gazociągu Północnego nie ma charakteru dwustronnego, lecz ogólnoeuropejski, i jako taki został zaakceptowany przez Komisję Europejską. Niedawno przypomniał o tym szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Bar-roso. Innymi słowy, nie tylko
Rosja i Niemcy widzą przyszły gazociąg jako wkład w umocnienie energetycznego bezpieczeństwa kontynentu. Jeśli strona polska ma w związku z tym wątpliwości, jesteśmy gotowi przedstawić odpowiednie wyjaśnienia. Dodam, że budowa gazociągu w
żadnym stopniu nie ograniczy dostaw surowców energetycznych dla waszego kraju ani ich tranzytu przez terytorium Polski.
|